wtorek, 20 stycznia 2009

W noc urodzinową: każde słowo jest na swoim miejscu


18,oo. Dzisiejszy warsztat, tak złożyło się, piszę w dniu swoich urodzin mając na podglądzie na New York Times, uroczystości inauguracyjne Barracka Obamy. Przed chwilą zakończyła piękną pieśń gospel Aretha Franklin, teraz gra Yo Yo Ma. I proszę – po inauguracyjnym przemówieniu Barracka Obamy: poezja! Swój wiersz napisany specjalnie na tę chwilę czyta Elizabeth Alexander. Jest i miejsce dla nas poetów, ludzi pracujących w słowie. To nowa era w Ameryce. Dobrze, że poeci zajęli w niej pierwsze miejsce po Prezydencie. Nawet w programie dnia. Ale cieszę się, gdyż tworzący program inauguracji wiedzieli bardzo dobrze, że nie da rady odnowić świata bez odnowy słów, ich powrotu na ich właściwe miejsce i bez powrotu poetów na ich właściwe miejsce w społeczeństwie.

23,00. Społeczeństwo bez sztuki – jest płaskie, tworzy płaski świat, świat regulowany horoskopami i wróżkami, nie estetyką i rozumem. W którym ważniejszy jest przypadek, dowolny rzut kością – nie plan, planowanie, kosztorys, racjonalność, artyści i ich harówka nad rzemiosłem i każdy inny wartościowy człowiek.

23,13. Dzień urodzinowy. Dobry dzień na popatrzenie niejako z zewnątrz na to, co przede mną w sensie sztuki, co opóźnione i dlaczego.

1. Pierwsza sprawa: tom „Pieśni i tańce” opóźniony w przygotowaniu do druku o rok. Przyczyna: bezrobocie, ale i nie tylko... Trafić w życiu na ludzi, którzy są słowni też dobrze...Jednak z tego co mi mówiono – ukazałby się akurat w styczniu: więc wpisanie całego tomu na blog Caligrafia wypełni lukę terminową. Czas najwyższy: cały tom „Pieśni i tańce” skończyłem w 2005: w czerwcu 2005 w Rominckiej Puszczy wraz z dziećmi wykonywałem dwa utwory z tomu: „Pieśń wieczorną o nieskończonej ilości fal”, „Pieśń Zielonego Jeziora” a często podśpiewywaliśmy „Pieśń o zachodzącym słońcu”. Wśród gór, lasów, merynosów, bocianów, koni – tańczyły dzieciaki w kole zmieniając figury a ja waliłem w olbrzymi tamburyn nabijając rytm! Do oryginalnego wydania „PiT” potrzeba mi kogoś kto dobrze zna nuty: żeby zapisał melodie poszczególnych pieśni – wtedy dodam dyspozycje do wykonywania. „Pieśni i tańce” zawierają jednocześnie scenariusz spektaklu parateatralnego, oprócz normalnych wierszy. Tak zostały pomyślane w maju 2005 i takie mają być. Muszę jeszcze dopisać notę objaśniającą do wiersza „Taniec czarnego żurawia”. „Epilog” napisałem jesienią 2006 – trzyma cały tom. Dzisiaj na Caligrafię wpiszę – ponieważ muszę chronologicznie zamieszczać tomy i ze względy na naturę sieci: od ostatniego tekstu w tomie: notę o autorze, spis treści i ostatni wiersz „Epilog”.

2. Druga sprawa: urodziny spędzam twórczo: będzie po jednym tekście /lub kilka/ na każdy blog i pójść za tym uderzeniem. Do 30 stycznia wpisać chcę „Pieśni i tańce”. „Twoja twarz” jest prawie na ukończeniu – wymaga solidnego czytania. „prostokąt” też – czytanie, korekty. „Niesamowite dzieje i historia kwiatów” – zgubił się plik przy przekładaniu danych do nowego kompa. Trzeba będzie przepisywać na nowo – będzie miał około lub ponad 40 stron formatu A4. Jest ukończony na 99%. Brakuje kilka tekstów rzuconych na papier w sierpniu 2008. „Slakers, Behemots Etc..”: będzie powoli kończony: tematy zapisane, no, trzeba roboty, lektur dla ukończenia. Nawet studiów nad niektórymi tematami. „Poezja Zen” – stanąłem celowo; muszę ten tom pooglądać, poczytać. Ruszę z nim dopiero w lutym.

3. Jest jeszcze kolejny tom, o którym nie pisałem tutaj: „Pan Słoni, miasto śmierci, oh Praise ye The Lord. Rytmy, intonacje, girlandy” napisany w 2004. Już wtedy odszedłem – jak gdyby od pisania wierszy – określiłem się jako raczej piszący rytmy, intonacje i girlandy (no tutaj może trochę na wyrost). Drugie bezrobocie w 2004 przeszkodziło skutecznie w dokończeniu go – jest cały napisany, niemniej wymaga bardzo dużej roboty, korektorskiej, nawet studiowania linijka po linijce i poprawiania. Myślę, że część z tego tomu pokażę na pewno – wątpię czy całość kiedykolwiek się ukaże. Ale, kto wie?

4. Więc do końca marca zapowiedziane tomy wpiszę i ukończę na pewno – choć życie płata figle. W kwietniu wpiszę tom z 1977 „Uśmiecha się do czarnej alei” napisany w Lublinie, a potem najróżniejsze wiersze z okresu lat 70-tych. Gdyby do końca maja udało się wpisać część „Pana Słoni...” – okres przed wakacyjny byłby zakończony.

5. Kolejna sprawa na warsztacie: komentarze do Śri Iśopaniszad. Przypadkiem na blogu Kathrinn na salonie24.pl wpisałem kilka zdań komentarza a na swoim tłumaczenie 17 Mantry. Pracuję nad dalszymi. Bloger Józef K. na salonie 24.pl zachęca mnie do napisania obszernych komentarzy, a nawet sugeruje publikacje w języku angielskim – tutaj kwestie językowe są trudne przy nienajlepszej znajomości języka, ale da się przy dużej dyscyplinie nadrobić. Jednak tutaj kwestie czasowe są najważniejsze – nie pisałem Józefowi K., ale do pisania komentarzy trzeba przyjąć odpowiedni tryb życia. Jak i do pisania poezji. O tym w następnym punkcie. Wyłączam najostrzejszą muzykę jaka znam: Mysoredasara.com, i włączam /już 23,59/ lżejszą krisznaicką George Harrisona, która towarzyszy mi bardzo często.

6. Życie zawodnika. Tak określam styl życia, który poeta musi przyjąć /a jak chce jednocześnie pisać komentarze do Upaniszad – to jeszcze inny sport/. Już 00,00 – 5 minut temu, i ileś lat temu przyszedłem na świat. No i tyle. Żadnej tutaj filozofii nie widzę, trzeba ciągnąć swój wózek z rekwizytami przez życie – tutaj się już nic nie zrobi, można tylko opóźnić proces starzenia się. Kolonialnym awanturnikom, leniom intelektualnym, ludziom bez ducha zawdzięczamy niekończącą się aferę kolejnych wojen. Za te pieniądze dawno zlikwidowano by bezrobocie, analfabetyzm, większość pandemii. Wydłużono by życie bardzo znacznie już w tej chwili. A poszukiwania biologicznej nieśmiertelności lub choćby tabletki nieśmiertelności były by bliżej. Jest to darwinizm – i płynąca z niego nienawiść. Wracam do stylu życia potrzebnego do pisania – określiłem je życiem zawodnika. Musi być codzienna gimnastyka, kondycja, zdrowe zęby, płuca, układ krwionośny i kostny. Dbanie o oczy, wędrówki. Dieta natomiast nie toleruje obżarstwa i ciężkich potraw – po których się śpi, alkoholu – po którym się śpi, zbyt dużo kawy i tytoniu. Taka jest dieta poetycka.

7. Dieta do pisania komentarzy wedyjskich polega na jeszcze innych zasadach i innym rytmie pisania /ale tutaj warsztatu nie zdradzę/. Najogólniej: pisze się w nocy, a dieta jest najogólniej wedyjska. Więc pisanie takie jest w moim przypadku możliwe wyłącznie na emeryturze, teraz tylko pojmowane jako wstępny acz rzetelny trening.

8. Trochę inna dieta oraz trochę inny styl życia potrzebny jest do pisania komentarzy do Czan i buddyzmu.

9. Tyle o diecie i o różnych stylach życia – trzeba je trochę optymalizować. Aby wystarczyło na zarobienie koniecznych pieniędzy na życie, pisanie, wędrówki, sen i regenerowanie organizmu. I jeszcze jedno: dla Zen [Czan] poezja nie jest wcale potrzebna, inaczej: jest całkowicie nieistotna. Z punktu widzenia Zen nie lekceważę poezji czy sztuki. Twierdzę jedynie, że styl życia Zen nie pokrywa się z koniecznością tworzenia sztuki.

10. W ten sposób powstał jakiś ogólny plan na następne lata: życie zawodnika, publikacje tomów i studiów filozoficznych, komentarzy. W wieku 4 lat czytałem już gazety, w wieku 5 lat już pisałem. Taki urodziłem się i taki zostanę. Będę czytał i pisał. I prowadził życie zawodnika. Nic mi do innych światów, gdzie nie robi się takich rzeczy, nic mi do nich. Nie ma tam lilii wodnych, nie rosną białe wrzosowiska, ani piwonie czarne i granatowe, ani biało-fioletowe dzikie róże, nie przechadzają się w nim niewielkie wstrętne rude dziki, nie czuć tam ciepła saren metr od klatki piersiowej, ani nie rosną te tajemnicze pachnące zioła pachnące życiem, gdzieś niedaleko dzikich partii lasu, mrocznych i ciemnych wilgoci.



1, 2o: 21 stycznia zakończyłem tekst.

sobota, 17 stycznia 2009

Poeta nie jest

Poeta nie jest gwiazdą – tylko UFO, leci NOL świeci jak trójkąt a jednak to prawda
Charles Bukovsky mówi w Discovery: poeta ma pić pić i robić te rzeczy
No dobra ile można – to już pół wieku

A nie ma iskry nie ma iskry nie ma iskry
Dzieci nas już nas nie zastąpią świat się wypala i dobrze nie ma z tego pieniędzy
Ani sławy ani miseczki herbaty szklanki wody mineralnej

Tego co kocham
Ani pięknej kobiety wyrafinowanej do cna ani się nie obrazi ani nie zakocha
Nic z tego nie ma – harówy nad stylem już 40 rok

Poznałem teologię filozofię wymyśliłem logikę sieciującą połowa zdań zawsze fałszywa
Nikt się nie chciał bawić tak jak w kiczki – co za durnie do przewidzenia
I gaudija gaudija

Przeżarty świat gadaniem – niech się chowa Gułag i internowanie Solidarności
Kiedyś porywano intelektualistów niech robią bomby atomowe i latające spodki
A dziś: chuj im do dupy – nigdy nie będzie praw człowieka

Uważaj na ludzi – kiedy idziesz do lasu ubierz się jak na wesele
Będą myśleli ze idziesz w odwrotnym kierunku nikt ci nic nie zrobi
Przed lasem ściągnij ten garnitur meszty wyglancowane i zakop w dołku
tak jak zakopywano robactwo w xvii wieku
tylko spodenki plecak sandały las cię wyżywi da ci ochronę udzieli ci ostatecznego poznania
staraj się tylko pracuj jak wół dniami i nocami nie zapomnij

Nic mnie ludzie nie nauczyli nic im nie zawdzięczam
Księżyc nauczył mnie tańca las oddechu słońce liter alfabetu
Lepiej oglądać małe koziołki wspinające się na stare akacje
i małego szarego szczekającego lisa

Koniec sierpnia a ja już widzę swoje zgarbione plecy w listopadzie jak odchodzą w las
zniknąć w śniegu starym przyjacielu ha ha
z językiem wystawionym aż na brzuch od kilkudziesięciu lat
żeby nic nie mówić nigdy nie uwierzyłem w te złote góry



/2 wiersz z tomu "Poezja Zen" 2008, zaczęty 28 viii/

Usłyszałem krzyk

Usłyszałem krzyk żurawi, tak tak
z dawnych lat a te w przodzie i ciągną mnie
otwieram nóż francuskiej armii i tnę cytrynę tylko tyle bierze się w podróż
Zaczyna się wycieczka

Słońce opuściło nas w tym roku wcześnie pogubiliśmy się wszyscy
boją się nas ryby odlatują w lipcu ptaki
Kobiety mają symetryczne twarze grubieją ciągle i grubieją
mężczyzn przebiła struna strachu zapomnieli strajkować
W Zachodniej Europie wojsko broni sklepów przed emerytami
W Polsce okradli fundusze emerytalne
a politycy pokazują się z kobietami i w wojskowych kamizelkach –
jeszcze im mało nienawiści psia ich kitka w te i we wte…
Awantury głodowe były na całym świecie.

Nic nie ma w tych newsach biegną jak psy wyścigowe każdy po swoją suchą kość.
Barack Obama speech At The National Democracy Convention, Denver:
ubezpieczenia dla wszystkich, szkoły dla wszystkich, colleges dla wszystkich,
5 milionów miejsc pracy, armia nowych nauczycieli, energia wiatru i słońca:

Ty, ty Barack Obama ty jesteś człowiek.

Dajcie mi moje ryby atlantyckie, czosnku z selerem zielonym i z pietruchą
i tych kilka białych cebul z białą śmietanką jak szata Bramina: o ty podwójnie urodzony
z ogoloną głową, złotymi kolczykami w uszach recytujący „Gayatri Lakszmi Kama Mantra”.

Otwórzcie mi granice niech pójdę w swoje góry Tam Na Mnie Czeka Moja Mama Tata
Siostry Bracia Całe Zgromadzenia Żurawi i Wy Wy Czcigodni Mnisi

biali jak śniegi biali jak kruki
biali jak słońce i księżyc
biali jak maleńkie niedźwiadki
jak tarło ryb owoce jarzębiny

Tak śmieje się Budda



/3 wiersz z tomu "Poezja Zen" 2008, zaczęty 28 viii/

...

Mam już tyle lat…coraz częściej patrzę na wasze zdjęcia
twarze skąd przyszliście kim jesteście…
cóż takiego się zdarzyło?

dokąd idziecie trzymając w rękach te brody wąsy baki
raz dłuższe raz krótsze raz to smoking raz garnitur
raz kosmyk pod dolną wargą przecinek szpada ja cię nauczę! i tak dalej

młodzieniec szlachetny wstaje rano myje zęby myje się cały
nakłada na powieki czarny proszek na wargi nakłada czerwoną żywicę żuje betel
potem wyciąga język z buzi daleko przed siebie cmoka ciam ciam ładnie język pachnie
szlachetny młodzieniec jest zadowolony

a dopiero dopołudnie do wieczora ma wykonać 64 sztuki
hodować ptaki grać na instrumencie malować obrazy lepić figurki z gliny
w ogrodzie hodować drzewa:
asiokę które kopnęła kobieta i zakwitło
żółtą czampakę bananowe kadali siriszę Abizzic spp. kadambe i kinsiukę

pod wieczór nieraz może zostać poetą i recytować poematy w podmiejskich gajach
wśród walk przepiórek lawaka kogutów i defilad kobiet w stanikach
mających ogolone głowy lub koki w diademach
a włosy uszy i szyję ozdobione prześlicznymi kwiatami z białej atimukty

szlachetny młodzieniec pod wieczór może zostać poetą
kiedy z gór wieje łagodny wiatr o zapachu jaśminu
i rozbija się o białe miejskie wille i porusza chorągwiami nad nimi jak liśćmi herbaty
wtedy poeta otwiera usta
i recytuje do kobiet w stanikach
mających uszy w białych atimuktach
i zarabia na złoto i srebro i drogie kamienie
lub na naszyjniki z kolorowego szkła mosiądzu i malowanej glinki
raz hymny pochwalne
raz nieduże dwuwiersze
raz strofy udrapowane w wersy pięć po cztery
gdyż nikt dłużej nie potrafi słuchać
ciekawsze są lawaki koguty i baseny do kąpieli

toteż sztuką poezji są zwane zwodzone zestawienia słów
którymi można zarobić na kolczyki w uszach
a nawet na topione masło ghee żeby poeta wylewał je na podłogę
a nawet na złote bransolety szafki do pisania i sekretarza
by nie umierał wśród swoich na jednej desce z kawałkiem płótna na biodrach
jak wiatr który odchodzi przed nocą i opuszcza liście herbaciane
lub kobieta która podchodzi do mężczyzny i uderza go w koła wężowe i zrywa więzy
lub mężczyzna których chodzi wkoło miejskiego placu z rozpaczy i demonstruje kwadrat
ostateczny brak istnienia



/z tomu "Twoja Twarz" 2008, zaczęty 24.ii/

13 lipca 2008

Lato jeszcze się nie zaczęło a już się skończyło.
Najpierw w lesie żółte liście zobaczyłem na jesionach.
Chwilę potem patrzę w niebo: tysiące dzikich gęsi odleciało na północ.
W tym roku już nie będzie pomocy.

Ludzie w kwiecie wieku zawsze chcą zdążyć na wiosnę
Tymczasem głowę zawracają im marzenia:
„to ta kobieta, która nie zjawiła się przez ten stan wojenny
i nie zjawi się już” – przegrana kolejna generacja
przez sprzeczności robotniczo-chłopskie obcego mocarstwa.

A cóż mi tam chłop-żyd Trocki i samorządy
i uszlachcony mieszaniec Uljanow ziewający nad szachami
i żydówka-chłopka Fani Kaplan: „ty Uljanow, ja tiebia ubiju-
ty mnie dawaj Konstytuantu, bach! bach! ja eserówka”.

A cóż mi Krupska Nadieżda z drobnej ruskiej szlachty podobna do śledzia z Astrachania
a taka piękna była jak była młoda, taka czarna piękna – jak czarny tulipan
-nie wy cerkiewne bryczki lśniące jak obrana cebula
i wy polki-katoliczki rozbiorowe z niskimi biodrami.

I cóż mi Feliks Dzierżyński szlachcic polski piłujący paznokcie nocami
I żyd-łotysz Giendrich Jagoda w laboratorium toksykologicznym na Kremlu
odmawiający nad parującymi kolbami magiczne kabały
i żydówka-chłopka Fani Kaplan: „ty Kirow, ja tiebia ubiju-
ty mnie dawaj Konstytuantu, bach! bach! ja eserówka”.

I Jeżow-karzeł bisex gensek CzK wzrostu sto czterdzieści cztery.
Zabił go Stalin „uschła rączka”: teraz niesie tort urodzinowy
dla Nadieżdy – przeżarła się, łasuch, zmarła: 27 stycznia 1924 Plac Czerwony:
czarne wrony niosą trumnę Lenina w tumanach śniegu.

Lato jeszcze się nie zaczęło a już się skończyło.
Najpierw badałem wzrokiem żółte liście: już koniec lata!
A potem patrzę małżeństwo z psem ten podbiegł, łasi się.
Podnoszę w górę wzrok: klucze łabędzi odleciały na północ.
Znikąd pomocy…

I cóż mi do iglastych promieni słońca i iglastych opuncji Meksyku
gdzie na wygnaniu Marksa czyta Trocki
i wchodzi agent CzK przebrany za księdza z Biblią Świętą pod pachą jak książę Lwow
toporem wali w głowę: „tielegramma z Pieterburga, pazdrawlaju was. Kirow”.

I po cóż mi ten gruby marynarski sznur z Kronsztadu z ”Aurory”
na szyi Sadama Husaina ryczącej wersety „Krowy”:
„Bogu Litościwemu i Miłosiernemu Bismillaha Al Fatiha!”
gdy spada zapadnia Rewolucji ustawiając nowe klocki:
„ty Husain, ja pazdrawlaju was, padpisał: tawariszcz Trocki!”.



/z tomu "Twoja twarz" 2008, zaczęty 24.ii/

Kaskady mówienia z akcentem na przedostatnią stopę

zawsze nas okłamywano
i wszyscy mówią od rzeczy
nawet Grecy mówili [a co mnie to obchodzi, phi, phi]
że ich ojcem jest Hefajstos egipski kapłan
wyobrażam to sobie tak: 51.000 lat temu na dnie morza stoi Hefajstos
rozpala metalurgiczny piec i topi metale
potem wali młotem bucha dym bucha ogień ogień topi wodę i znikają ciemności
Tarcza wykuta obraca nią Hefajstos znika Związek Ateński Platona zjadły wszy

zawsze na okłamywano
i wszyscy mówią od rzeczy
nawet Hindusi mówili [a co mnie to obchodzi, phi, phi]
że ich ojcem jest Brahma rzuca kością do gry i tak stwarza wszechświaty
wyobrażam to sobie tak: leży Brahma na wodnym bobie i czka z przeraźliwej nudy
z buta wyciąga baranią kosteczkę i rzuca: 1, 2 ,3 ,4, 5, 6:
Ćandra rozpoczyna, Ha-Tha, Tri –Murti, koło, człowiek, robota skończona.
Już 7 rano idę spać: jeśli lud będzie protestował przyjdzie Budda.

zawsze nas okłamywano
i wszyscy mówią od rzeczy
nawet Chińczycy mówili [a co mnie to obchodzi, phi, phi]
że Budda jest Panem wszystkich rzeczy o tej samej naturze
wyobrażam to sobie tak: Budda siedzi pod drzewem i każdy rozumie swoje życie:
rano myje zęby, gimnastykuje kiszkę stolcową, kręgosłup, zwierzęta zostawia w spokoju,
kobiety zostawia w spokoju, państwo zostawia w spokoju, poetów zostawia w spokoju,
filozofów zostawia w spokoju banki burdele i Pana Prezydenta bo jak nie to przyjdzie Chrystus

zawsze nas okłamywano
i wszyscy mówią od rzeczy
nawet Aramejczycy mówili

[a co mnie to obchodzi!!!]
[phi, phi!]



/z tomu "Twoja Twarz" 2007, zaczęty 24.ii/

25 dnia czarnego miesiąca padania śniegu Travelor [Podróżnik, Globtrotter]

miałem 20 lat marzenie zwiedzić świat
cały dokoła dokładnie tak jak 4 pory roku
nie udało się 13 grudnia 1981 stan wojenny
w moim kraju wprowadziła Wojskowa Rada Rewolucji

w maju 1982 miałem już mieszkać w Warszawie
kontynuować rozwój doktorat profesura
tymczasem zostałem obywatelem kat. II
ładna pajacu rewolucja 200 mld USD dług rośnie
teraz rządzą wróżki łupież bufet kuluary era bez kopernika
ładny ciziu liberalizm 250 mld PLN dług śmieje się do sera

świat zwiedził mój syn całe szczęście
dla mnie został globus mapy podróży sterty książek
mogę je czytać z zamkniętymi oczami

dziś jest dzień bożego narodzenia 2007 otworzyłem oczy
czas wyruszyć w podróż tutaj jest nadal zimno
mam 56 lat czas wyruszyć w podróż znaleźć ciepłe kraje
czeka na mnie ojczyzna tutaj jej nie znalazłem
tylko zmartwienia choroby bezrobocie nieszczęście

trzeba o tym pisać nie zakorzeniać się jak struś z głową w piasku
świat korporacji będzie jeszcze żył dekady nomadzi
wyruszam w podróż plecak buty latarka są
brak paszportu i gotówki muszą być laptop english
do czego dążysz tym jesteś ty twoje myśli ciało twój port twoje adresy

każdy to jest jakaś łódź patrz jakie niebo nad tobą ile słońca
i jaka woda pod tobą płynie czy jest czysta
i kto naokoło
tutaj żółwie nie idą ulicami i słonie ani festiwalu tylko świnia pies wrona i mewa
nie ma co ukrywać mam tyle lat lata mi koło dupy ty głupi huju
cykoria kapusta ziemniaki krzywe chodniki mizeria ogórkowa pomidorowa rosół schabowy
wymięte garnitury mankiety łańcuchy na choinkach ciągle w niewoli martwa bibka kurdybanku

chcę jeść drzewa chlebowe czekają
czeka miodla indyjska neem jej gałęzie to życie
leżą na jego liściach noworodki witają świat
tak zalecał Varahamira 6 w.n.e. bharata encyklopedysta
zaczynają układać się wszystkie terminy w całość logiczną
wiem kim jestem wyruszam w podróż chcę zobaczyć czystą krainę
gdzie wszystko jest na swoim miejscu woda jest woda ludzie jest ludzie
nie musisz szukać w google od rana do nocy wykapie ci oczy mydlana opera adobe
nie na świce dusza nie na darmo szczęśliwe życie bez ich kobiet i dla nich daniny

nowe życie narodzenie instrukcja
nigdy tutaj nie wrócę żegnam was i nie potrzebuję do tego 114 dialektów finnigens wake joyce’a
gdyż młode flamingi są wiecznie białe
a róż dają im algi kenii w granatowych uskokach akwamaryny nakuru
jakby matka karmiła dziecko cały dzień gdy siedzą na lazurytach metr od wodospadu
masz biały mały ibisie jedz płatki wodnych orzechów
aż będziesz odbijał słońce w załamanych falkach pulsującego oceanu
a te lśnią i grają światłem jak miliony małych rybek połów udany



/z tomu "prostokąt zaczętego 10 dnia złotego miesiąca opadania liści" 2007/

1 dzień niebieskiego miesiąca w którym rodzą się góry

popatrz na mnie idę lasem tak wyglądam
piórko mi się migoce

nogi niosą prosto czy iść na pola gawrona
tam kochają mnie czarne kruki
krzyczą z góry niebo jest niebieskie
patrzymy na siebie przez przestrzeń z oczu strzelają nam błyskawice
kocham was idę po was i naokoło was

nie idę w lewo w przesieki tam nie ma przestrzeni
drzewa rosną na drzewach mchy rosną na mchach paprocie wyrastają z paproci jamb kambr
a między mrocznymi drzewami jak małe słońca pojawiają się i znikają
kilkumetrowe czerwone ptaki obietnica tajemnica
kocham was idę po was i naokoło was

a tam dalej czeka małe uzdrowisko co oznacza lekarstwo
co oznacza że istnieje cisza a naokoło ogrody tajemniczego wieczoru
a ja stoję wśród nich i mówię do was
najukochańsze siostry kosmate drzewa liście mięsiste puchate mchy
pachniecie jak włoskie orzechy
dajcie mi tego zapachu na głowę rozsypcie tam wasze nasiona klona
chcę wyglądać jak zbawienie
jak kochanka która idzie do lasu
gdyż tam między mrocznymi krzewami jak małe słońca pojawiają się i znikają
kilkumetrowe czerwone ptaki
kocham was idę po was i naokoło was

kruku kruku
kruku kruku kruku kruku
możesz usiąść na mojej głowie zrób tam gniazdo
rób tam swoje dzieci na mojej głowie na swoich łóżkach
moja głowa będzie mądra czarna
rosnąć będą na mojej głowie twoje nasienia młode czarne kruki
czerwone błyskawice nad moją głową
i krzyczeć będą kre kre
i zostaną stworzycielami gromu
jak chcę zostać ich ojcem

popatrz na mnie idę lasem tak wyglądam
piórko mi się migoce



/z tomu "prostokąt zaczętego 10 dnia złotego miesiąca opadania liści" 2007/

7 dnia zielonego miesiąca w którym gwiazdy spadają z nieba

tot kto czci słońce stoi w środku świata tot
na jego głowie są ręce tota prawa oznacza naukę
lewa oznacza uzdrowienie tot

anubis dlatego anubis w niebieskiej sukni przebywa w pobliżu
i rozpoczyna przygotowanie do ostatecznego sądu jeśli anubis
pojawia się w pobliżu w niebieskiej sukni zacznij myć nogi i usta płucz wodą
musisz mieć czyste usta jeśli cię anubis zapyta kim jesteś masz mieć czyste ręce
masz odpowiedzieć tak jestem jak gwiazda poranna jestem jak gwiazda wieczorna
wybacz panie potrafię tylko tyle

anubis jeśli anubis cię zapyta ile masz złota masz odpowiedzieć tak
jestem jak gwiazda poranna jestem jak gwiazda wieczorna
i idę za panią przemierzającą morze ona przyniosła mi światło
od tamtej chwili minęły trzy lata oto jestem przed tobą panie już czas potrafię tylko tyle

anubis jeśli anubis cię zapyta za kogo się uważasz będzie cię pytał o twoją istotę anubis
masz odpowiedzieć tak jestem kobieta mam piersi jak pani przemierzająca morze
przez dwa lata będę patrzyła na piersi pani przemierzającej morze tak wyleczę swoje oczy
moje oczy to są nogi nad nogami mam pępek nad pępkiem serce wybacz panie
tylko tak wyglądam

anubis wtedy anubis cię zapyta po co przyszedłeś będzie cię pytał o zrozumienie anubis
masz odpowiedzieć tak panie nie chcę umierać wybacz nauczyłem się tylko tyle
anubis wtedy anubis zapyta czy pies potrafi współczuć człowiekowi będzie to drugie pytanie
o zrozumienie i pierwsze pytanie o to czy żyjesz i wiesz kim on jest

tot kto czci słońce jest drzewem tot
przez jego koronę przelatuje wiatr
prawa ręka pisze otwiera oczy lewa ręka leczy zamyka oczy zawsze jest jeden dzień tot



/z tomu "prostokąt zaczętego 10 dnia złotego miesiąca opadania liści" 2007/

Dzieci, Filozofowie i Hipopotamy

Nasze dzieci – często nie mają mamy i taty:
są jak niebieskie kwiaty.

Jeśli patrzę na twoje skrzypce i złote włosy
i twój uśmiech z nad wysokiej harfy:
czerwone wargi i zęby jak himalajskie śniegi
a nad tobą więzienie strun, z których ty wydobywasz piękno:
przemawia przeze mnie przeszłość:
I odkryłem to dzisiaj dzięki tobie Quentinie Robercie DeNameland
największy Filozofstopperze:
jestem twoim fanem Zappa: Endrery Greggery my name is
i twoje struny uspokajają mnie
a po nich sitar Ravi Shankhara z 260 kameliami – w tej kolejności
i ty Mycielska grająca na kostkach złota.

Sam nie wiem co do was mówię…
i w takim samym stanie ekstatycznej dewastacji szedłem wczoraj przez Warszawę
trzymając transparenty z wyrzeźbionymi napisami:
„Mycielska, samo patrzenie na ciebie sprawia mi przyjemność”.
I nawet uliczne żółwie miały ze mnie ubaw.

Przeszłość przeze mnie przemawia:
daj mi szansę Tulasi Moja Pani W Pełni Księżyca
w miesiącu opadania liści
gdy moje siostry Litości będą umierały w złocie
a Ty będziesz rodziła się w bieli.

Mam ochotę na Moją Boginię!
A ty grasz na pianinie – a ja w objęciach z Tulasi miliardy lat od ciebie
i śmiejesz się i każesz mi pisać teksty do swoich ust
gdyż chcesz mieć ze mną dzieci
by odtwarzały kosmiczne nuty – i nic więcej.

Nasze dzieci mają rumiane twarze:
opalają się na niebieskich plażach
i przechadzają się wśród nich same białe krowy i mówią do nich: Muuuu…
i białe słonie: Grha Śloka
w girlandach i złotych piwoniach.
I pawie siedzące na metasekwojach,
pod których metaogonem są skryte wszystkie ogrody świata.

Nasze dzieci mają rumiane twarze:
opalają się na niebieskich plażach
i przechadzają się wśród nich same czarne krowy i mówią do nich: Muuuu…
i złote słonie: Grha Śloka
w girlandach i białych piwoniach
i kręcą się wkoło metasekwoje a nad nimi unoszą się pawie,
pod których metaogonem skryte są wszystkie kobiety świata.

Nasze dzieci mają rumiane twarze:
opalają się na niebieskich twarzach
i skaczą wśród nich małe, białe jelonki
i małe, białe daniele
i przechadzają się wśród nich ubrane w lilie wodne białe hipopotamy.
A pawie stoją przy metasekwojach
a pod ich metaogonem są skryte wszystkie ogrody, wszystkie dzieci i wszystkie marzenia świata



/z tomu "Slakers, Behemots, Etc. Nudziarze, hipopotamy i In. kawałki" 2007, 28 viii zaczęty/

Na twojej szyi mały biały ptak

Na twojej szyi mały biały ptak
tam z boku – tam gdzie zdążają pocałunki:
a te są jak Rosarium: czarne róże i ich goście:
czerwony rododendron stojący na jednej nodze
opowiadający o promieniach słońca
i chiński wiciokrzew, który podczas herbaty i filozoficznego fiu-fiu-fiu
zrzuca bez przerwy małe czerwone owoce
pokazując w ten sposób tajemnice życia.

Kim są wobec tego usta mężczyzny
i serce, które kocha białego ptaka?

Usta – tak przypuszczam – to student siedzący nad stawem
Botanicznego Ogrodu, owinięty drewnianymi koralikami
i udający letni wieczór będący pachnącą lilią wodną –
a ta rozchyla płatki i wyrzuca w górę wodę –
gdyż chciała zostać fontanną recytującą filozoficzne opowieści.

Natomiast kto jest sercem, kto jest sercem?
Autorem nieskończonej ilości istnień, pomyłek, zasadzek i kompromitacji?

Widzę go jako młodzieńca jak czołga się między krzewami
na wzgórzach za miastem
i podchodzi niewielkie sarenki i ptaki.

A potem wyniosły, patrzący z pod zmrużonych oczu z niewinnym uśmiechem
na piękne kobiety –
Piękne kobiety mają zawsze na piersiach kwadraty,
prostokąty na płaskich brzuchach
i olbrzymie kolorowe okręgi pop-art w uszach –
Za piękną kobietą idzie zawsze służący:
jeden niesie olbrzymią klatkę z papugami
a drugi pokazuje przechodniom okazy pięknych motyli.

A teraz – tak go widzę…tak mi się zdaje – ma już długie włosy i wąsy
i widzi na szyi kobiety małego ptaka.
Teraz jest tym kogo zwiemy sercem –
gdyż żyje poza schematami.

Mały biały ptak na twojej szyi
jest zaledwie inkrustacją tekstu
a jednocześnie żyje realnie –
na twojej szyi i poruszają nim twoje żyły, ścięgna i włosy –
i wywołuje we mnie nieskończone pożądanie…



/z tomu "Niesamowite dzieje i historia kwiatów: tulasi, rhodona, lotosu i hibiskusa" 2007, vi-viii/

Epilog. Api Tapi Valley: Białe płatki, żółte pręty, zielone liście

Dwie części życia już przeżyłem
i nie zdobyłem sławy.
Gdyż człowiek dobrze wychowany
musi być starannie wykształcony
aby zawsze mógł przedstawić podstawowe definicje.

Chciałem też zostać mistrzem zen
i zostałem mistrzem zen –
a po drodze mistrzem jednego z niezrozumiałych systemów yogi.

Niemniej przyszli też starzy towarzysze:
internowanie, choroby, cierpienia i bezrobocie:
zupełny brak sprawiedliwości.

Życie więc uczyniłem ćwiczeniem
i przestałem się od niego odróżniać:
tak jak postępuje stary czarownik.

Trzecią część życia postanowiłem spędzić
studiując dzieje i historię kwiatów:
rododendronu, lotosu, tulasi i hibiskusa
i rozważać pochodzenie ich nazw:
superpięknego Rhodon x sheilae z Mt Kanibalu
nabrzmiałego Rhodon Viriosum z Mt Minnigen
szokującego Rhodon Macrophyllum z Mt Townsead.

Jeżeli potrafisz wyobraź też sobie wysokie leśne wąwozy
gdzie wśród szpalerów rhodonów i hibiskusów
nagle pojawia się Wysoka Opalona Postać
w niebieskich szatach z dzwonkami na nogach
w sznurach korali, tańcząca i grająca na flecie.
A koło niego śmiejąca się bez przerwy
ubrana na czarno kobieta z czerwonymi lotosami.
I tak schodzą w dół, z gór, przez cały dzień, wśród fioletowych drzew rododendronów
tańcząc i śmiejąc się
aż do jeziora – gdzie przy świetle księżyca
dołączają do nich nocne tancerki.

Nie mam już więcej nic do powiedzenia –
i przechodzę na drugą stronę tak jak postępuje mężczyzna.
Tutaj po drugiej stronie nic już nie ma.
Rosną tylko niesamowite gatunki kwiatów.



/wiersz kończący "Pieśni i tańce" 2005, napisany w październiku 2006/

Witam: cel bloga, idea

Witam wszystkich: przyjaciół, kolegów i czytelników.
Wczoraj znalazłem szablon, który odpowiada formalnym rozwiązaniom często przeze mnie stosowanym, jak je określam "szeroka fraza". Dlatego postanowiłem, że na blogu Caligrafia będą publikowany tylko zwarte tomy poetyckie i te z lat 2005-2008 i te z lat 70-tych. Cały mój poetycki dorobek.

Mając kilka blogów ciągle brakowało mi formy kameralnej, czysto warsztatowej gdzie mógłbym zamieszczać aktualne wiersze czy rozważania nt. sztuki. Gdyż stosowane szablony nie dawały mi takich możliwości. Teraz już znalazłem taką możliwość i cieszę się, że będę mógł na bieżąco publikować, pokazywać co aktualnie mam na warsztacie.

Wiersze zawsze czytałem bezpośrednio po napisaniu znajomym - tak było w Lublinie i tak jest do dzisiaj. Zawsze uważałem, że wiersz jest do czytania, dla ludzi i dla nich jest pisany. Nie może być tylko rozwiązaniem formalnym i estetycznym. Nigdy też nie przywiązywałem wagi do publikacji, często nawet trzymałem się z daleka od druku, wymagania redakcyjne, brak szerokiej frazy, długość oczekiwania na druk są niewygodne. W latach stanu wojennego nie drukowałem wcale. Tom napisany w Lublinie w 1977 roku "Uśmiecha się do czarnej alei" miał znakomite recenzje wybitnego krytyka Konstantego Pieńkosza. Niestety rok 1980 i następne uniemożliwiły jego publikację. Szablon ten mija wszystkie niedogodności: ścinanie szerokiej frazy w czasopismach literackich, opóźniony okres druku, i inne.

W tamtej intuicji, że wiersz ma być czytany dla czytelnika było dużo trafności. Dzisiaj wiem o wiele więcej o poezji niż w latach 70-tych. Poezja pierwotna pisana była do mówienia - nie do drukowania. Tak powstały największe dzieła starożytności: pisane rymem lub rytmem lub jednym i drugim jednocześnie, mnemotechnicznie - aby łatwo wpadały w ucho i dawały się zapamiętać. Więc chcę, żeby Warsztat taki był: od razu publikuję aktualne rzeczy, może nieraz komentarz własny, jakieś rozważania, itp. Uwagi techniczne też: z metody pisania, przedstawienie trudności. Żywy, świeży warsztat, jak parateatralne próby, rozwijający się wciąż i otwarty dla wszystkich wiatrów pachnących i świeżych i dla wszystkich ludzi.

Wiersze będę publikował w ten sposób, że najpierw podam tytuł tomu, potem rok, potem tytuł. W razie długiego tytułu wiersza - data i inne informacje będą pod tekstem. Tytuły niektórych tomów są długie - będę je podawał pod tekstem wraz z datą powstania. A więc zaczynam publikować wybrane swoje teksty z lat 2005-2008 z tomów:

-Pieśni i Tańce, 2005
-Niedotrzymana obietnica, 2006-7
-Niesamowite dzieje i historia kwiatów: tulasi, rhodona, lotosu i hibiskusa, 2007. vi-viii
-Slakers, Behemots, Etc. Filozofowie, hipopotamy, I inne kawałki, 2007 /w kończeniu/
-prostokąt zaczęty 10 dnia złotego miesiąca opadania liści, 2007 /w kończeniu/
-Twoja Twarz, 2008 /w kończeniu/
-Poezja Zen, 2008 -2009 /w pisaniu/.

Obserwatorzy